Po decyzji na temat wyglądu kuchni przyszedł czas na łazienkę. Powiem szczerze, że perspektywa ta przyprawiała mnie o mdłości. Co może być ciekawego w miejscu, gdzie podobno nawet królowie chodzą piechotą? Poza tym montaż tych wszystkich urządzeń sanitarnych wydaje się tak mało kobiecy…

Dodatkowym czynnikiem, który zdecydowanie zniechęcał mnie do podjęcia jakiejkolwiek aktywności w aranżacji łazienki był rozmiar wnętrza. Maleńkie pomieszczenie, które nie daje możliwości montażu wanny i prysznica razem. Zawsze marzyłam o posiadaniu wielkiego pokoju kąpielowego, w którym mogłabym ustawić eleganckie meble łazienkowe i szezlong – doskonały do spędzania uroczych chwil z książką i maseczką na twarzy. I do tego podłoga – drobna mozaika przypominająca elegancki dywan. Poza tym delikatne oświetlenie i miejsce na świece niezbędne na romantyczne wieczory we dwoje…

Nic z tego! Czas wracać na ziemię. Na samym początku trzeba pomyśleć o tym, jak zmieścić wszystkie elementy na tak małym metrażu i wybrać wannę lub prysznic. Ja obstawałam za drugim rozwiązaniem, niemniej po raz kolejny usłyszałam głosy doradców – tym razem tych moich, mieszkających w mojej świadomości. Prysznic nie da możliwości relaksu! Nie poleżę przecież w pianie i nie posłucham muzyki przy blasku świec w prysznicowym brodziku. Trudno – przegrał, chociaż perspektywa ochłodzenia się w upalne dni pozostawiła niedosyt. Dodajmy, że wybrałam wannę akrylową, która nie daje poczucia przeszywającego chłodu, tak jak jej metalowe odpowiedniki.

Kolejnym problemem był, jakże prozaiczny – sedes.

Do wyboru był montowany w podłodze, albo podwieszany. Specjalista w sklepie zapewnił mnie, że nawet mój stukilowy mąż może spokojnie załatwiać swoje potrzeby i nie obawiać się, że go zarwie. Odetchnęłam z ulgą, bo szczerze mówiąc przekonywała mnie łatwość mycia podłogi bez konieczności omijania zbędnych nóżek. To samo tyczyło się umywalki, która jako bazę dostała półnogę. Warto zaznaczyć, że rozwiązania te nadawały wnętrzu pewnej nowoczesności i dzięki temu nie gryzły się z aranżacją reszty mieszkania. Baterie dokupiłam osobno. Wybrałam najbardziej klasyczne – z mieszaczem wody, bo są zdecydowanie bardziej praktyczne od tych standardowych z dwoma kurkami. Pozostał zatem wybór… Koloru ścian.